Brak mi słów. Scrabble Travelcro

Nie wiem, czy wyszedłem z wprawy, czy po prostu zbytnio zmieniałem założenia w stosunku do pierwotnego pomysłu, ale właściwie po 4 dniach cięcia, szycia i innych takich dziwnych rzeczy wreszcie mogę opisać swój nowy twór. Słów mi nie brak, bo sobie je tworzę dzielnie. Czas na Scrabble Travelcro!
Muszę zacząć od tego, że jestem maniakiem wersji „travel” różnych planszówek. Zgrabne tworzenie wersji mniejszych i lżejszych w połączeniu z jakimiś specyficznymi rozwiązaniami przydatnymi w grze w podróży kupuje mnie niemal automatycznie. I muszę przyznać, że Scrabble Travel są dla mnie mistrzostwem tego typu rozwiązań. Od dłuższego czasu mam na nie chrapkę, w międzyczasie raz miałem okazję grać i sprawdzały się świetnie. Niemniej jednak wydawanie ~100 zł na grę, w którą by się grało raz na rok jakoś mnie powstrzymywało. Zwłaszcza, że pogrywaliśmy wcześniej w bardzo dziwną wersję Scrabbli już – Scrabble Scramble, a potem jakoś przestaliśmy na długi czas, co nie wróżyło dobrej przyszłości kolejnej tego typu grze. Na szczęście przypomniała mi się ta wersja podróżna akurat teraz, kiedy wróciła mi faza na ogarnianie planszówek.
Efekty pasmanteryjnego polowania
Moja wersja składa się z zielonego filcu i rzepów. I od razu chcę zaznaczyć, że pomysł wykorzystania rzepów w taki sposób nie jest mój – zainspirował mnie znaleziony dawno temu na Instructables zestaw szachów materiałowo-rzepowy. W pierwotnym zamyśle miałem w głowie wykorzystanie jeszcze zamków błyskawicznych w dwóch miejscach i kilku innych rzeczy, ale jak już się zabrałem do roboty uznałem, że na spokojnie da się bez tych dodatków obejść. Dzięki temu całość jest spójna materiałowo całkowicie, co mnie cieszy. Cieszy mnie to dodatkowo przez fakt, że niewykorzystane materiały ze zdjęcia obok na spokojnie posłużą mi do stworzenia kolejnej rzepowej wersji podróżnej czegoś.
Przyznam, że czasochłonność tego projektu mnie zaskoczyła dość mocno – byłem przekonany, że wszystko zrobię w ciągu jednego dnia. A tu w międzyczasie dochodziły różne rzeczy do ogarnięcia i generalnie do przemyślenia na dzień dobry. Przykładowo fakt, że węższy rzep, biały, jest pokryty klejem z drugiej strony sprawił, że kilka rzeczy inaczej zrobiłem. Literki są zrobione na zasadzie przyklejenia kwadracików rzepowych na kartkę papieru, z której zostały potem wycięte. Gdybym pomyślał o tym od razu, to odpowiednio długi pas rzepu mógłbym przykleić do kartki i dopiero wycinać i zajęłoby to znacznie krócej. Miałem wcześniej różne wizje, w tym jedną baaardzo czasochłonną – pomysł był taki, by litery na kartonikach wyszywać, podobnie jak inne rzeczy w grze. Bardzo prawdopodobne, że wypróbuję to podejście robiąc kolejny egzemplarz.
Scrabblowe rusztowanie kolorów
W sumie samo zmienianie wymiarów, które miało miejsce  kilkukrotnie prawie na samym początku mieszało mi już dość mocno i zabierało czas. Ostatecznie przypomniałem sobie, że Picture-Bandit miał w swoim tutorialu na szachy rozrysowaną planszę na kartce i wszystko szło gładko. Postanowiłem więc zrobić analogiczny motyw u siebie. Tak też mogłem sobie bez strachu kombinować i mylić się na kartce.
Kolorki po mizianiu kredkami woskowymi wyszły prześliczne. Niestety szybko się zaczęły wykruszać z planszy. W efekcie dziś niektórych pól prawie nie było widać i dla każdego poprawiałem kolor innymi kredkami. Efekt poprawek jest widoczny dopiero na ostatnich zdjęciach z dzisiaj, na pozostałych kolejne etapy przemijającej doskonałości woskowo-kredkowej.
Stojaczki w swoim aktualnym stanie
Po kolorkach w planszy musiałem dodać linie rozdzielające wszystkie pola, po czym zająłem się stojaczkami na litery. Chciałem, żeby można było analogicznie jak w Scrabble Travel  złożyć te stojaczki tak, żeby literki się trzymały – w razie konieczności przesiadki, czy zrobienia przerwy dłuższej w grze po prostu. Nakleiłem więc „miękki” kawałek rzepa, na filc tak, by zmieściło się 7 liter i było jeszcze trochę luzu.
Zakończona pierwsza partia!
Kiedy miałem już planszę i stojaczki mniej więcej ogarnięte, postanowiłem przetestować to wszystko rozgrywając partyjkę Scrabbli. Poza faktem niewidocznych już zbytnio wtedy kolorów pól nie było właściwie żadnych uwag negatywnych. Zaletą przyczepności litrerek była wygoda przerzucania planszy do osoby, która aktualnie miała układać słowo.

Znacznik punktów

W kwestii planszy zostały mi do dorobienia znaczniki punktów analogiczne do oryginału, które bardzo mi się spodobały jako wygodne zastąpienie ołówka i kartki. Miałem na to kilka pomysłów i ostatecznie to też postanowiłem zrobić na rzepach, co przy takich wąskich kawałkach czasem utrudnia utrzymanie znacznika w odpowiednim miejscu. Dlatego rzepy przedstawiające wartości nie są jeszcze przyszyte – myślę, czy ich nie zastapić czymś, albo po prostu umieścić szersze kawałki, by ułatwić zaczepienie znacznika. Nie jestem jednak pewien, czy to wystarczy i czy po złożeniu i rozłożeniu planszy nie odczepi się któryś ze znaczników, lub nie przesunie myląc graczy w kwestii aktualnego stanu gry po jej wznowieniu.

Sakiewka literkowa

Ostatnią rzeczą, która była do ogarnięcia było coś w stylu sakiewki na literki. Chwilę się zastanawiałem, czy nie wrzucić do środka podszycia z materiału, który nie chwyta tak łatwo rzepów jak filc, ale uznałem, że zobaczę po prostu jak się to sprawdzi w praktyce i jakie będą opinie graczy. Użycie samego filcu i rzep pasuje mi przez dobre komponowanie się z resztą elementów.

Kieszonkowa paczuszka scrabblowa

Kiedy poszczególne elementy były gotowe chciałem jeszcze umożliwić sobie wygodne przenoszenie całości. Postanowiłem więc do sakiewki literkowej doszyć pasek łączący, który jest już widoczny na zdjęciu wyżej. Idea prosta – jako, że wszystkie elementy rozmiarowo po złożeniu są mniej więcej takie same, wystarczyłoby je ułożyć jeden na drugim i czymś spiąć. Rzepy ponownie pasują idealnie.

Tym oto sposobem po tych kilku dniach udało mi się zmodzić podróżną wersję Scrabbli, którą mogę nawet schować do kieszeni. Na tym filmiku widać, jak łatwo się to wszystko składa i jakich jest rozmiarów po wszystkim. Oczywiście łatwiej by mi poszło, gdybym miał i druga rękę wolną, no ale jakoś trzeba było to uwiecznić.

Jeśli kogoś interesuje dokładniejszy przebieg procesu twórczego, to na chwilę obecną mogę polecić przejrzenie po kolei zdjęć na Picasie. Wydaje mi się, że jest ich dostatecznie dużo, by bez większego opisu je ogarnąć. Niemniej jednak mam w planach wrzucić tutorial na Instructables, więc na pewno go podlinkuję tutaj. Myślę dodatkowo o podpięciu tego „remake” planszówki pod kwietniową edycję One Game A Month, skoro planszówki ewentualnie też mogą się pojawiać.

W najbliższym czasie zapewne powstanie jescze kilka rzepo-gier – stay tuned! Wszedłęm w tryb planszówkowy ostatnio – wróciła mi ochota na własne wersje niektórych gier, a poza tym przypomniał mi się pomysł na planszówkę sprzed półtorej roku. Jak widać, na chwilę obecną na samej ochocie się nie kończy – mam nadzieję, że taka tendencja się już utrzyma, bo to wspaniałe uczucie – tworzyć.

„Chęć wyzwala, albowiem chcieć, to tworzyć: tak nauczam.” – Fryderyk Nietzsche, To rzekł Zaratustra