świat
xx.07.2013, Kraków
i ja
gdzieś tam
między słowami
potykając się
o znaczenia
nadwrażliwy?
opanuję to.
bo czuję.
Anioły
Tak często by się chciało, by Anioł Stróż chwycił Cię za rękę, gdy podejmowałeś złą decyzję, by nie pozwolił Ci iść drogą, która zaprowadziła Cię w miejsce, w którym nigdy w życiu nie chciałaś się znaleźć, by wyciągnął Cię z wody, gdy w panice machałeś rękami i głucho, acz wymownie patrzyłeś komuś w oczy, gdy topiłeś się, choć może nawet nie znałeś jeszcze znaczenia tego słowa. I tak często masz żal do Boga, że go nie wysłał, gdy byłeś w potrzebie. Nie rozumiejąc kim tak naprawdę Anioł jest.
Czytaj dalej Aniołyżyj
póki wierzysz
że stać Cię
jedynie na śnienie
z dnem
się zderzysz
nim nauczysz się
oddychać marzeniem
żyj
Cytadela Narodowa, czyli Fen zaczyna rysować
Nieudolnie skopioana karta fortu |
Stosunkowo niebrzydka świątynia |
Brzydkie mordy na strażnicy |
Na pierwszy ogień poszła karta Fort, która wraz z moim rysunkiem jest widoczna we wstępie. Oczywiście pod innym kątem trochę narysowałem, bo jakoś nie mogę się przekonać, by przy pierwszej próbie rysowania czegoś umieścić linie odpowiednio blisko siebie. Jakiś automat mi się włącza, który asekuracyjnie rysuje je dalej od siebie, o ile w ogóle ogarnę perspektywę. Potem na celownik wziąłem Świątynię, która chyba całkiem zacnie wyszła, jak na mnie, choć trochę mi się proporcje rozjechały u mnicha stojącego za ołtarzem. Ostatnia pod ostrzał poszła Strażnica, gdzie odwzorowanie tej brzydkiej mordy mi trochę nie wyszło, bo i tu proporcje kresek miałem złe i mi się połączyły elementy „wcześniej”, niż powinny, przez co ten hełm (przynajmniej zakładam, że to hełm) na moim rysunku ma trochę inny kształt. A postać w tle wygląda, jakby miała wędkę.
Łódka! Zmów pod innym kątem |
Następnego wieczora, zainspirowany tymi trzema rysunkami, które moim zdaniem wyszły całkiem niezłe, przynajmniej jak na to, czego się po sobie mogłem spodziewać, szukałem kolejnych motywów do przerysowania. Postanowiłem przejrzeć karty z Once Upon a Time w poszukiwaniu czegoś, co chciałbym skopiować, ale w sumie to się zawiodłem. I w tym zawiedzeniu znalazłem właściwie tylko Łódź. Nie była to karta tak ciekawa, jak Świątynia, ale w żaglówkach jest coś, co mnie ciągnie, więc i ją skopiowałem. Co do efektu, to mam mieszane uczucia. Nie wyszła tak, jak bym tego chciał, ale z drugiej strony ma coś w sobie chyba. Sam nie wiem. Na pewno będę musiał poćwiczyć.
Oczywiście nie są to moje pierwsze rysunki, ani też pierwsze moje rysunki, które mi się podobały. Teraz jednak będę starał się ruszyć dalej ze swoimi lichymi umiejętnościami i będę próbował je rozwijać. Zapewne wszelkie ciekawe nowe, tudzież znalezione po latach stare rysunki będę wrzucał do albumu, w którym na chwilę obecną znajdują się przedstawiane wyżej kopie z kart.
Warto wspomnieć przy okazji, że moje myśli o rysowaniu związane były też z powracającym co jakiś czas pomysłem zrobienia własnej wersji Once Upon a Time, którą zaczęliśmy dawno temu ogarniać z Agą. Koncepcja tego pomysłu opierała się o rysunki Agi, bo ona w przeciwieństwie do mnie rysuje bardzo ładnie i przesłodko. Tak więc, nawet pomijając jej świetne pomysły na przedstawienie danego słowa rysunkiem, kiedy Aga straciła ochotę na tworzenie tych rysunków, projekt upadł. Wizja moich własnych rysunków w tej grze raziła moje poczucie estetyki i jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Nawet nie próbowałem robić całości samodzielnie, bo bałem się. Teraz jednak postanowiłem reaktywować ten pomysł i przygotować się do tworzenia własnych rysunków dla tych słów, które wymyśliliśmy, lub dla nowych, jeśli listy tamtych nie znajdę.
Czuję, że osiągnę zamierzony cel, choć wiem, że czeka mnie sporo pracy i powtarzania jednego rysunku wiele razy, zanim będzie taki, jaki bym chciał, by był. Ale na szczęście już się nie boję doskonalić się w tym. Chcę się spełniać tworząc, w tym też rysując – marzy mi się stworzyć kiedyś własnoręcznie grę planszową/karcianą. Od podstaw, w każdym detalu wykonać ją własnoręcznie. Zacznę, tak jak chciałem, od udoskonalania tego, co znam. Wreszcie mogę. Śmiesznie jest bać się własnych kresek.
„Nie pozwólmy, żeby nasze lęki powstrzymały nas od realizacji naszych nadziei.” – John F. Kennedy
Ponad chmury, ponad świat
Szczęście
Spełnienie, spokój, szczęście |
Wydaje mi się, że podstawą drogi do szczęścia jest zwiedzenie labiryntu własnych uczuć, myśli oraz zachowań i zrozumienie jego poszczególnych fragmentów. Dopiero po tym możliwe jest wspięcie się na szczyt i wykrzyczenie swoich prawdziwych marzeń i celów. To wszystko może pozwolić osiągnąć wewnętrzny spokój, bo nie jest on możliwy do czasu życia wbrew sobie, przed zdefiniowaniem samego siebie. Twór widoczny na tych zdjęciach jest prezentem, który ma o tym przypominać.
Żyrwafa imitująca drewno |
Powstał on z pasty, czy może raczej masy modelarskiej – zupełnie innej niż ta, z którą miałem do tej pory do czynienia, o czym napiszę innym razem. Od razu dało się wyczuć różnicę przy zagniataniu nieuformowanego bloku pasty wyjętego z opakowania, a już w trakcie tworzenia była ona (różnica, nie pasta) wizualnie łatwa do zdefiniowania. Masa wygląda tak, jakby jednym z jej składników był papier. Z tyłu opakowania było ładne stwierdzenie, że imituje ona drewno, więc może to wrażeni wykorzystania w niej papieru jakoś z tego fakty wynika, nie wiem. Na pewno jednak przypadła mi ona gustu o wiele mniej niż pasta/masa modelarska, o której wspomnę w innych wpisach.
Szturmowiec na szczycie? |
Fragment powyższy być może nie pasuje do trochę wyniosłego wstępu, jednak jest on częścią procesu tworzenia, jako całości, więc ciężko go wykluczyć z tego tekstu. Z samym materiałem wiąże się odruchowe odsuwanie realizacji tego pomysłu na dosłownie ostatnią chwilę – świadom byłem, że moje wyobrażenia tej „rzeźby” będę znacznie różnić się od tego, co uda mi się otrzymać. I fakt, stało się – w końcu nie planowałem, by postać na szczycie góry przez kształt i rozmiar głowy i szyi kojarzyła się z Darthem Vaderem, czy szturmowcem. Niemniej jednak gdybym dłużej próbował wymyślić, jak to najlepiej zrobić, to pewnie wciąż bym siedział i gapił się na żyrafę na zamkniętym opakowaniu. Kluczem dla mnie tutaj nie była estetyka, choć ta by mi się czasem jednak też przydała, a odczucia, jakie całość miała wywołać. I to, wydaje mi się, przynajmniej trochę się udało.
Spokój |
Drzewo. Dom. Dym z komina. Weranda z fotelem bujanym, który wcale nie miał przypominać konia. Spokój. Takie znaczenie w sobie niosły te fragmenty. Co doniosły – czas pokaże. W kwestii wykonania muszę powiedzieć, że zrobiłem tu coś, czego robić nie mam w zwyczaju przy tworzeniu czegoś z masy modelarskiej – doklejałem elementy. Zawsze wszystko robię „wyciągając” po prostu odpowiednio duży kawałek masy i formując jego kształt palcami i nożykiem. Jednak o ile zrobienie komina, czy werandy było proste do zrobienia w ten sposób, o tyle stworzenie tak fotela bujanego na tejże werandzie już po wyciągnięciu jej i dachu nie poszłoby tak gładko. Dlatego też postanowiłem urwać fragment masy z boku, uformować go w palcach i ułożyć na swoim miejscu. To oczywiście sprawiło, że wyszedł nieproporcjonalnie duży i „zastawił” pierwotne drzwi na werandę i postanowiłem „wydrapać” nowe obok. Dym zaś mógłbym zrobić klasycznie, jednak pomyślałem o nim już po uformowaniu dość ładnie domu jako całości i nie chciałem go psuć. Aby dym się utrzymywał i nie odkleił postanowiłem wykorzystać kawałek spinacza do papieru, aby okleić go masą odpowiednio i wcisnąć potem do dziury w kominie. Wyszło, przynajmniej moim zdaniem, dość ładnie.
Mógłbym napisać jeszcze jakieś ładne zakończenie do tego dość specyficznego wpisu, ale niech rzeźba mówi za siebie – po to w końcu powstała. Powiem więc tylko, że wszystko wydaje się iść w odpowiednim kierunku i niedługo definicja zwrotu „ja” stanie się pełna. Wierzę. Pamiętaj. Powodzenia.
„Czy potrafisz sam dać sobie własne zło i własne dobro, i swoją wolę zawiesić nad sobą jako prawo?” – Fryderyk Nietzsche
Latawiec z wykałaczek – czyli jak nie marzyć
Szkielet wykałaczkowego latawca |
Kiedy jest się otwartym na potrzeby innych i dostatecznie uważnie się słucha, można zobaczyć ich marzenia. Można wtedy tez pomóc w ich spełnieniu. Albo przynajmniej pokazać ich namiastkę. Ale nie wszyscy są na to gotowi, a dla niektórych za późno na takie próby.
Zabawkowe sznureczki |
Ogólnie proces tworzenia nie był jakoś wybitnie skomplikowany – do skrzyżowanych wykałaczek przyłożyłem odpowiednio cztery inne, zaznaczyłem nożykiem miejsca, w których nachodzą one na siebie a potem wycinałem odpowiednie rowki.
Trwalsze łączenia dzięki nici |
Użycie nici było o tyle dobre, ze mogłem mocniej i dokładniej związać każde złączenie. Jeśli dobrze pamiętam, to aktualnie niewiązany koniec wykałaczki, tymczasowo łączyłem z odpowiednia częścią tych skrzyżowanych przy użyciu tamtego białego sznureczka. Oczywiście tylko, jeżeli ten koniec nie był jeszcze ostatecznie przywiązany. Robiłem to żeby ograniczyć te zręcznościówkę, o której wyżej wspominałem – nie musiałem się martwic ze przywiąże jeden koniec wykałaczki, kiedy będzie źle ułożona. Nie pamiętam, czy od razu na to wpadłem, czy dopiero po kilku próbach mnie oświeciło, ale na pewno trudniej by mi było bez tego.
Materiał przyszyty białą nicią |
Kiedy juz „szkielet” był gotowy, mogłem zająć się nakładaniem materiału. Akurat jakiś czas wcześniej zabrałem trochę jakiejś tkaniny z łóżka, które miało zostać wywalone, wiec nie miałem dylematu związanego z wyborem tegoż materiału. Miałem go wystarczająco dużo, żeby nie stresować się, że wytnę za mały/za duży/w ogóle zły fragment, więc na spokojnie mogłem sobie dostosować wymiar w czasie przyszywania go do szkieletu z wykałaczek. Nie pamiętam, jak dokładnie wyglądało dobieranie rozmiaru tej tkaniny, ale to w sumie bez większego znaczenia.
Wierzch skończonego latawca |
Efekt końcowy nie nie przyciąga spragnionego wrażeń estetycznych wzroku – pewnie można by powiedzieć, że raczej wręcz przeciwnie. Z tymi „kolcami” na wszystkich czterech rogach mi osobiście przypomina jakiegoś potworka bardziej niż latawiec jak tak patrzę na te zdjęcia. Wahałem się trochę, ale miałem ostatecznie ułamać te ostre końcówki z każdego miejsca, żeby dało się zauważyć, co to jest – jednak w końcu zapomniałem o tym i tak zostało. Ten brązowy gruby rzemyk też nie dodaje mu raczej uroku niestety.
Jakieś nici wokół „krzyża” |
Kojarzę, że robiłem przy nim coś jeszcze, ale nie pamiętam co konkretnie – wiem, że było to związane z przeplataniem nici, bo specjalnie nawet zrobiłem sobie „igłę’ króciutką z wykałaczki. Zaczepiłem na niej nić i przeplatałem ją jakoś między wykałaczkami – jak dokładnie i po co? Nie wiem. Na niektórych zdjęciach, które mam w albumie na Picasie widać jakieś nitki wokół wykałaczek, ale po co to, to nie wiem.
O ile ogólna idea dawania ludziom tyle, ile jesteśmy w stanie bez ograniczania się „małością” naszych czynów jest sama w sobie świetna, o tyle nie zawsze można z niej tak po prostu korzystać. Niestety dla niektórych problem ze zrealizowaniem w pełni jakiegoś marzenia z czasem może się przerodzić w żal i frustrację, przez co stworzenie jakiejś namiastki tego marzenia może tej osobie przypomnieć o osobistej klęsce. Taką właśnie klęską bywa czasem niemożność realizacji marzeń. Nawet tych niewielkich. A właściwie zwłaszcza tych – uczucie porażki przy niewielkim wyzwaniu jest cięższe od tego przy większym wyzwaniu.
Co można zrobić w sytuacji, kiedy obdarowywana przez nas kawałkiem marzenia osoba należy do tych wcześniej opisanych „frustratów”? Wydaje mi się, że najlepszym wyjściem jest pokazanie tej osobie prawdziwego sensu marzeń, który z własnego pozwolenia zatraca, pogrążając się w żalu przez odwlekające się spełnienie któregoś z nich. Jeżeli czegoś na prawdę pragniesz, to nie czekaj, aż się stanie, aż się zrobi, aż się ułoży i przypomni o sobie – musisz zacząć działać, bo bez tego nawet najdrobniejsze marzenia będą czekać na realizację latami. A wystarczy raz zebrać się w sobie, rozważyć wszystko, co trzeba, zaplanować, przygotować się i dążyć wytrwale do realizacji swoich celów. Ale trzeba zrobić ten jeden, najcięższy krok – przestać się pogrążać. Warto. Wtedy nawet takie minimalne ułamki marzeń będą dawać radość i motywować do dalszego kroczenia po drodze do ich pełnej realizacji.
„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.” – Johann Wolfgang Goethe