Niejednokrotnie blokował mnie teoretyczny brak możliwości, wynikający zazwyczaj z ograniczenia własnej wyobraźni przez narzucenie sobie konkretnego schematu działania. Postanowiłem jednak poszerzać granice własnych możliwości, własnymi dłońmi od podstaw kształtować rzeczywistość. Trzeba zejść do źródła, żeby zrozumieć i naprawić siebie – można wtedy znaleźć coś więcej. Można zobaczyć, jak łatwo jesteśmy w stanie tworzyć samych siebie tworząc coś innego.
Wystarczy zatrzymać się z myślą „potrzebuję pomysłu, inspiracji”, żeby przez długi czas nie ruszyć się z miejsca. Nie wystarczy niestety po prostu szukać inspiracji, aby ja znaleźć. Niejednokrotnie trzeba osobiście ja stworzyć, dać sobie samemu szanse. Wiem z doświadczenia, jak łatwo zatrzymać się na etapie braku natchnienia by cos zrobić. Sam wiele rzeczy w życiu sobie w ten sposób utrudniłem. Zadziwiające jak często pozwalamy sobie ograniczać się.
Wiele razy próbując komuś przekazać jakiś pozytyw, jakąś rade, czy starając się przedstawić konkretny sposób myślenia równie konkretnymi przykładami uświadamiam sobie rożne rzeczy związane z tym, co mowie. Próbując dzielić się sobą, by komuś pomoc mimochodem tez sam cos odkrywam. Niezwykle uczucie dające poczucie jeszcze większego sensu w tym, co robię. Podobnie zaczyna być z tym blogiem.
Jakieś dwa tygodnie temu, gdy byłem u Agi, ona robiła drobne porządki. Miała m.in. zamiar wyrzucić puste opakowanie po Aspirinie. Zawsze mi się podobają rożne ciekawe rozwiązania, tak wiec i to pudełko zamykane „na zakładkę”, ze tak powiem, zainteresowało mnie. Wziąłem je wiec do rak, zacząłem obracać i myśleć – myśleć nad jego nowym przeznaczeniem.
Postanowiłem sobie w pewnym momencie, ze nie zrezygnuje mimo chwilowego braku pomysłów. Rozkleiłem je i wyprostowałem, po czym zginałem rożnie wzdłuż oryginalnych zagięć szukając kształtu, który mnie zainspiruje. Zajęło mi to kilka minut, ale znalazłem. Zrobiłem kilka dodatkowych zagięć, aby doprowadzić tekturę do formy najbliższej temu, co zobaczyłem chwile wcześniej.
I tak oto z pudelka po Aspirinie i dwóch spinaczy powstała świnka. Wąska i dość długa poprzeczna dziura na jej zadku zasugerowała mi jej pełne imię – świnka skarbonka. Na filmiku widać jej zastosowanie w tej branży.
Spinacze trzymają od dołu zagiętą tekturę razem – jeden na brzuchu, jeden w pyszczku. Uszy ma przekomiczne. Jak dobrze, że był ten dodatkowy kawałek tektury podklejony tam.
Jeżeli włoży się w coś serce to można osiągnąć o wiele więcej niż by się mogło zaplanować. Każdy najmniejszy ruch, idea, czy inspiracja na którą sobie pozwalamy daje nam tworzyć własną nieśmiertelność. Tworząc co możemy również tworzyć siebie – wystarczy potrafić odnaleźć siebie w tym, co chce się zrobić. Może to brzmieć śmiesznie, gdy nawiązuje się w jakiś sposób do prośka zrobionego z pudełka po tabletkach, ale żadna okazja nie jest złą okazją, by kreować siebie. Nawiązuję jednak także do innego swego tworu, o bardziej reprezentacyjnym wyglądzie.
Kilka dni po stworzeniu świnki ponownie jechałem do Agi. Siedząc już w autobusie poczułem w kieszeni stare, rozłożone częściowo spinacze, które wziąłem na wypadek gdybym wpadł na zrobienie czegoś. Większość z nich najprawdopodobniej służyło mi dawniej do otwierania napędu CD w komputerze, gdy ten był wyłączony (w większości chyba napędów jest taka dziurka, która do tego służy). Miałem świadomość, że mam jakieś 5-10 minut, więc mogę coś spróbować z nich zrobić.
Wiedziałem, że jak będę się zastanawiał, co zrobić, żeby było warte uwagi, to skończy się tak, że nie zrobię nic. Niejeden raz tak było – miałem wielkie chęci, ale nie miałem pomysłu, aby je wprowadzić w życie. Dlatego teraz nie pozwoliłem sobie czekać, zacząłem wyginać spinacz w pierwszy kształt, jaki mi do głowy przyszedł – serduszko. Niestety wziąłem akurat taki, który już był trochę powyginany w jednym miejscu, jak się okazało, więc zmęczenie materiału zrobiło swoje i drucik się ułamał. Szybko więc zacząłem robić ten sam kształt na kolejnym, mniej wymęczonym. Kończyłem już idąc z autobusu do mieszkania. Aga ucieszyła się, kiedy zobaczyła to serduszko.
Stwierdziłem jednak, że jestem w stanie zrobić więcej. Natchnął mnie sposób, w jaki był wygięty inny spinacz, który ze sobą miałem. Zasugerował mi on zrobienie „stojaczka” na serduszko, na którym to ono sobie będzie wisieć i się delikatnie bujać. Widziałem to jako wieszaczek o dwóch prostych „nogach” wtedy, jednak po chwili zobaczyłem lepszą wizję, którą z czasem wprowadzałem w życie – złączenie dwóch ramion poprzez przeplatanie ich. Napisałem „z czasem”, bo chwilę mi to zajęło – musiałem bowiem w trakcie zginania improwizować.
Ten stojaczek dla serduszka robiłem, kiedy Aga leżała i odpoczywała. Nie chciałem czekać, aż będę mógł to dorabiać w tajemnicy, żeby była niespodzianka całkowita – wolałem poprosić po prostu, żeby nie patrzyła. Po skręceniu tego okazało się, że będę musiał dodać jeszcze jeden spinacz, bo końcówki „trzonka” nie są w stanie utrzymać całej konstrukcji. Wtedy dodałem jako podstawkę ten spinacz, który mi się ułamał trochę na samym początku, o czym wspominałem. Z tego też powodu automatycznie podstawka także uzyskała kształt serduszka, niestety już nie tak ładnego, jak to „główne”.
Kiedy więc otworzyła oczy po tym, jak skończyłem już, była bardzo ucieszona. Stwierdziła, że poskręcane druciki przypominają trochę takie drzewko, więc stwierdziliśmy, że jest to serduszkowe drzewko. Miło bardzo, bo oboje jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego.
Wiszące serduszko ma trochę swobody, więc się może trochę bujać, co widać na filmiku. Można tam także zobaczyć ogólnie, jak wygląda z różnych perspektyw. Pojedyncze zdjęcia można zobaczyć, jak zwykle, na Picasie.
Wychodzi na to, ze każdy czyn nie tylko zbliża nas do zamierzonego celu, ale także pozwala nam skrystalizować idee tego celu. Pozwala to stwierdzić ze nie zawsze warto wszystko najpierw planować i obmyślać. Warto zaufać sobie. Warto zrobić krok dalej, żeby zrozumieć lepiej gdzie się idzie. Dzięki temu każdy kolejny czyn może ewoluować i stawać się czymś o wiele więcej niż by na to pozwalał jakiś odgórny plan. W każdym czynie możemy korzystać z kolejnych doświadczeń i przemyśleń.
Ważne jednak jest, aby potrafić wyciągnąć poprawne wnioski. Zarówno z sukcesów, jak i z porażek. Trzeba wiedzieć na ile dany sukces był nasza zasługą i na ile dana porażka nie była z naszej winy. Bez tego nie można świadomie poprawiać błędów z przeszłości, czy sprzed chwili nawet i ciężej iść dalej w kształtowaniu siebie przez tworzenie czegokolwiek.
„Jedyna godna rzecz na świecie: twórczość. A szczyt twórczości to tworzenie siebie” – Leopold Staff
PS. Niestety post ten wyszedł trochę niespójny chyba i trochę rozwleczony, bo pisałem go przez jakieś dwa tygodnie w sumie chyba, przy czym najpierw na telefonie powstał zarys samej idei przekazu i tekst oderwany od konkretnych przykładów, a dopiero później dopisywałem na komputerze „wnętrze”. Mam nadzieję, że mimo wszystko znośnie się czytało.