Klipsy wielofunkcyjne

Nie pamiętam jak to dokładnie wyszło, ale jakoś złapałem pewnego dnia zajawkę na wykorzystywanie klipsów do papieru na różnorakie sposoby. Czasem była to własna inwencja wynikająca z potrzeby, a czasem inspirację znalazłem w internetach, jak ten stojak na telefon. Nakupowałem kilka tuzinów takich małych, kilka sztuk większych i kombinowałem. Nieraz wychodziły z tego naprawdę przydatne rzeczy.

Część pomysłów wciąż wykorzystuję i sprawdzają się idealnie, inne zaś straciły swoją aktualność z różnych powodów. W wielu przypadkach nie ma nawet co opisywać, więc tylko napomknę o kilku.
Jedną z najprzydatniejszych opcji, z której wciąż korzystam jest dopięcie do fotela wieszaka na koszulę. Świetne w swojej prostocie. A biorąc pod uwagę ilość czasu, jaki spędzałem do niedawna przy biurku i komputerze na prawdę umilało życie to ułatwienie.
Być może trochę śmiesznym, ale też często wykorzystywanym przeze mnie motywem jest przypinanie nogawek do butów, żeby na pewno nie szurać nimi bo podłożu. Wygoda tego rozwiązania oczywiście zależy zarówno od butów, jak i spodni, ale generalnie w większości przypadków sprawdza się całkiem zacnie. 
Zdarzyło mi się kilkukrotnie pozbawić się klipsów, bo jednak pociągnięcie nogawki może skutkować rozdzieleniem całej tej misternej konstrukcji. Na szczęście na początku wdrożenia tego pomysłu byłem przygotowany i nosiłem zapasowe.
Wiele klipsów przypiąłem do biurka, by zorganizować sobie jakoś sensownie kable. Ten akurat pomysł zaczerpnąłem z internetu i okazał się na prawdę świetnym rozwiązaniem. Odpowiednie ułożenie klipsów pozwala zarówno utrudnić niepodpiętym kablom spadanie na podłogę, jak i umożliwia poprowadzenia ich odpowiednio po biurku. Chwalę sobie bardzo to ułatwienie.
Niektóre lampki mają abażury, które dosłownie opierają się na żarówce. Oznacza to mniej więcej tyle, że wkręcenie świetlika innego kształtu uniemożliwia utrzymanie się abażuru w miejscu. Konstrukcja, jaka mi przyszła do głowy w takiej sytuacji wciąż mnie bawi, kiedy tylko patrzę na to zdjęcie. Oczywiście tsunami by to nie przetrwało, ale do czasu kupienia odpowiedniej żarówki działało bez zarzutów.
Najświeższym specyficznym wykorzystaniem klipsa, jakie mi się zdarzyło było zastąpienie śrubki trzymającej blaszki przy korpusie harmonijki. Wiem, że mógłbym to w końcu porządnie ogarnąć i dokupić brakującą małą blaszkę, która trzymała śrubkę, ale jakoś cieszy mnie specyfika tego tymczasowego rozwiązania i nieśpieszno mi się go pozbywać.
Tyle opisów na teraz. Jeśli wpadnie mi do głowy jakieś ciekawe nietypowe wykorzystanie klipsów, to wtedy jeszcze coś napiszę. Jeśli nie będzie to nic specjalnie ciekawego, to pewnie wrzucę tylko zdjęcia do albumu, jak do tej pory.

Kasztanowa biżuteria

Temperatura ostatnich tygodni sugerowałaby, że jesień już nas przywitała, choć według kalendarza ma jeszcze czas. Pozytywnym aspektem tej sytuacji jest fakt, że dzięki temu wreszcie w porę przypomniałem sobie o jednym ze starszych tworów, jeszcze sprzed Enklawy. Czekałem z opisaniem tego na moment, kiedy będzie łatwo dobrać się do kasztanów i oczywiście co roku zapominałem w efekcie.

Właśnie mija czwarty rok od zrodzenia się tego pomysłu, więc nie pamiętam wszystkiego. Kojarzy mi się, że chodząc po Plantach zbierałem kasztany i znalezienie kilku niewielkich zainspirowało mnie do zrobienia naszyjnika. Przez fakt, że od gimnazjum ciągle noszę bransoletki i/lub koraliki na ręce miałem do dyspozycji dodatkowe elementy. Proces twórczy był prosty, choć przy robieniu dziur w kasztanach musiałem być delikatny, żeby ich nie zniszczyć.
Jakoś miesiąc później ponownie mnie coś tchnęło i rozszerzyłem kasztanowy zestaw o bransoletkę. Tutaj dodatkową cechą składników była płaskość. Było to o tyle komplikujące, że takich mniej znajdowałem, więc i elementów zapasowych było mniej. Nie pamiętam, czy przy samym tworzeniu  zdarzyło mi się zniszczyć któregoś, ale już w dzień wręczenia jeden z nich się zniszczył. Z czasem pękały niestety kolejne.
Ostatnim elementem był pierścień. Nie spodziewałem się oczywiście, że Aga będzie go nosić, ale nie mogłem się powstrzymać, kiedy zobaczyłem kształt jednego z dużych znalezionych kasztanów. W jego węższej części zrobiłem dziurę wielkości palca, dół owinąłem rzemykiem, żeby krawędzie nie wbijały się w rękę i żeby lepiej się trzymał. Poprawiało to też jego wygląd moim zdaniem, choć i z tym nie był zbyt piękny.
Zarówno naszyjnik, jak i bransoletka bardzo się spodobały, choć ten wiszący na środku naszyjnika żołądź był kwestią dyskusyjną. Pamiętam, że Aga nosiła je właściwie do końca ich zdatności użytkowej. Bransoletka w pewnym momencie straciła już w ogóle kasztany. Zresztą nawet na pierwszym i ostatnim zdjęciu widać, że już wtedy z pięciu ostały się jedynie trzy. Naszyjnik był mniej narażony na wady konstrukcyjne, ale pewnego dnia rozwiązał się i spadł idealnie pod buta. Na szczęście akurat takich kasztanów miałem jeszcze trochę, więc mogłem spokojnie go naprawić. Pierścień oczywiście niespecjalnie nadawał się do czegokolwiek, więc nie był noszony. Był właściwie tworem bardziej pod kątem zaspokojenia mojej potrzeby twórczej i spodziewałem się takiego losu dlań.
Tym razem w albumie na Picasie nic więcej, niż powyższe zdjęcia się nie znajdzie. Co najwyżej można znaleźć kolejne albumy, które zalegają tam już od kilku lat i czekają na swoją kolej. Czuję, że już niedługo uda mi się nadrobić te zaległości.

Klaposakwoszetka – potrzeba matką wynalazków

Uwielbiam moment, kiedy zauważam jakąś potrzebę i praktycznie natychmiast wiem co trzeba zrobić, żeby ją zaspokoić. Czasem nie mam możliwości od razu zacząć robić tego, co jest potrzebne w danej sytuacji, co daje dodatkowe pozytywne emocje związane z tym, że nie mogę się doczekać aż będę miał dostęp do odpowiednich materiałów, czy będę po prostu w odpowiednim miejscu. Zdarzyło mi się coś takiego w trakcie ostatniego wyjazdu w góry. Zauważyłem pewne niedogodności plecaka i po pierwszej myśli o tym jak temu zaradzić już nie mogłem się doczekać, aż po powrocie będę mógł wprowadzić swoją  wizję w życie.

Przed urlopem postanowiłem, że muszę sobie kupić w końcu plecak sensowny. Chciałem, by był na tyle duży, by wystarczył mi w góry, czy inne wyjazdy, ale jednocześnie na tyle mały, żeby mieścił się w ograniczeniach samolotowego bagażu podręcznego. To drugie narzucało limit, którego wynikiem był zakup plecaka o pojemności 38l – Senterlan Adventure 38.
Ogólnie jestem na chwilę obecną zadowolony, jednak zabrakło mi tutaj dwóch rzeczy, jednej mniej, a drugiej bardziej złożonej. Pierwszą rzeczą był brak często spotykanej w plecakach gumki do przytroczenia czegoś. Drugą zaś był brak klapy.

Kwestia pierwsza była banalna do rozwiązania. Plecak ten ma uchwyty na kijki trekkingowe, skorzystałem więc z tego i po zabraniu ze starego plecaka gumki przełożyłem ją w odpowiednich miejscach w nowym nabytku. Cztery miejsca zaczepienia dla takiej gumki to trochę mało, więc dodatkowo skorzystałem z bocznych pasków troczących.

Do rozwiązania kwestii drugiej potrzebne było trochę więcej zarówno pracy, jak i materiałów. Na szczęście z tym drugim nie było problemu, a wizja tego pierwszego bardzo mnie cieszyła. Dawno temu miałem dwa identyczne plecaki, które za czasów swej żywotności były przeze mnie mocno eksploatowane i kilkukrotnie naprawiane.

Jeden z nich kiedyś zacząłem rozkładać na czynniki pierwsze, by skorzystać z niego jako podstawy do stworzenia pokrowca na flowersticka, którego w efekcie nie skończyłem m.in. przez oddanie komuś swojego flowera. Poza częściami ze starego plecaka skorzystałem z kupionych kiedyś w pasmanterii kilku metrów paska nylonowego, który w pierwotnym założeniu miał się przydać do dokończenia wspomnianego pokrowca, jeśli ogarnę sobie nowego kwiatka.

Najlepszą częścią całego tego pomysłu było to, żeby klapa nie była na stałe przy plecaku i żebym mógł ją łatwo zdejmować. Pierwotnie myślałem, że z obu stron będzie ona przypinana klamrami, jednak po wstępnej przymiarce zrezygnowałem z tego pomysłu i uznałem, że klamry zostaną jedynie na dole, a jej górna część będzie minimalnie inaczej mocowana.

Do zrobienia samej klapy wykorzystałem boczne kieszonki ze wspomnianego starego plecaka oraz jego dno. Uznałem, że skoro już „rozszerzam” możliwości mojego obecnego plecaka, to dodam kilka kieszeni, a nie tylko jedną. Chwilę zastanawiałem się nad wykorzystaniem „głównej” części plecaka z dwoma kieszeniami, ale jakoś nie do końca do mnie to przemawiało.

Opisując w skrócie – boczne kieszonki zszyłem razem, przy okazji zaszywając zauważone na tym etapie przetarcia w ich ścianach wewnętrznych. Po tym zszyłem je z dnem ze starego plecaka, dodając w odpowiednim miejscu zamek.

Oczywiście zarówno na etapie zszywania dolnej części klapy, jak i wszywania zamka. zapomniałem, że miałem wszyć tam również klamry/paski mocujące. W efekcie całość robiłem trochę dłużej, bo musiałem rozpruć część, dodać brakujące elementy, po czym obszyć dodatkowo, żeby wzmocnić w tych miejscach konstrukcję

Kiedy sama klapa była skończona, miałem jeszcze przed sobą zamontowanie pasków z klamrami w samym plecaku, żeby dół klapy miał się do czego przypiąć. I przyznam, że niesamowitą frajdę i satysfakcję sprawiło mi wykorzystanie do tego dolnej części metalowego stelaża. Tworząc uwielbiam adaptować elementy otoczenia.

Po przypięciu wszystkiego do plecaka zostało jedynie napchanie go i wstępne przetestowanie nowego tworu w akcji. Wiadomo, że wrzucenie kilku rzeczy do kieszeni klapy i przytroczenie kurtki przy pomocy pasków mocujących klapę to nie to samo, co stwierdzenie jak się to rozwiązanie sprawdza w praktyce podczas górskiej wędrówki, ale tyle byłem w stanie ogarnąć na szybko.
 
Żeby było zabawnie teraz ciągnie mnie do powrotu w góry również z potrzeby sprawdzenia jak mój nowy twór zadziała w realnych warunkach przy konkretnych prawdziwych potrzebach chwili na szlaku.

Ciekawostką jest to, że nie byłem świadom na początku, jak wiele zastosowań znajdę dla tej klapy po odczepieniu jej od plecaka. Najczęściej teraz wykorzystuję ją jako sakwę rowerową, którą po dojechaniu do pracy przepinam do podłokietnika krzesła, żeby mieć do niej łatwy dostęp. Poza tym zdarza mi się nosić ją jako saszetkę, tudzież nerkę, czy biodrówkę jak kto woli, a czasem też jako plecak.

Wszelkie „udokumentowane” zastosowania tej klaposakwoszetki można znaleźć w albumie, podobnie jak kolejne etapy procesu twórczego. Możliwe, że pojawią się tam z czasem dodatkowe zdjęcia, jak mnie natchnie na jakieś jeszcze jej wykorzystanie, tudzież na sfotografowanie nieuwiecznionych jeszcze na zdjęciach aktualnie używanych przeze mnie sposobów jej użytkowania.

Oczywiście w trakcie tworzenia pierwotna wizja całej tej zabawki zderzyła się z rzeczywistością i ograniczeniami materiałowym. Poza tym jednak przyszły mi do głowy dodatkowe opcje, które do mnie dotarły już na takim etapie, że rozpruwanie całości mnie średnio kręciło i które być może wprowadzę niedługo, by jeszcze rozszerzyć dostępne możliwości. Nie wiem jednak, czy wykorzystam je tworząc całkiem nową klaposakwoszetkę (jak ja uwielbiam ten nowosłów, prawie jak archimidikleopotoczerepeteklimiczanki), czy tę obecną urozmaicę rozpruwając i szyjąc ją właściwie ponownie. Tak, czy inaczej można się spodziewać przynajmniej jeszcze jednego wpisu w tym temacie.

Potrzeba jest bodźcem myśli, myśl podnieca do czynu.” – John Steinbeck