Cytadela Narodowa, czyli Fen zaczyna rysować

Nieudolnie skopioana karta fortu
Studia różnie na ludzi działają. Różne studia, różni ludzie, różne działania. Różne reakje. Niejednokrotnie reakcje są w najlepszym wypadku neutralne, chociaż wiadomo, że nie zawsze. Na szczęście moje studia pomagają mi się rozwijać, choć nie takiego rozwoju się spodziewałem, gdy je wybierałem. Na pewno nie sądziłem, że przełamię się i zacznę rysować. A jednak chyba zaprzyjaźniam się z ołówkiem.

Unikałem raczej przez większość czasu rysunku jak ognia, bo nie podobało mi się to, co rysowałem. Bałem się rysować. Ale dzięki uczelni postanowiłem się z tym ruszyć. A dokładniej dzięki ćwiczeniom z Elementów grafiki w grach wideo, prowadzonym przez dr Alicję Duzel-Bilińską. A muszę przyznać, że kiedy się dowiedziałem, że będziemy na tym przedmiocie rysować, to nie byłem zachwycony. Właściwie, to trochę mnie to przerażało. Po pierwszych zajęciach myśl o zrobieniu czternastu szkiców placów też nie napawała mnie zbytnią radością przez świadomość mojego rysunkowego nieogarnięcia. Dopiero ostatnie zajęcia mnie natchnęły. Były inne.
Stosunkowo niebrzydka świątynia
Fakt – byłem tylko na pierwszych i tych ostatnich zajęciach, bo różne rzeczy się nakładały z terminami zjazdów, ale i tak to magia miejsca i zadania na tym konkretnym musiała na mnie podziałać. Byliśmy w Muzeum Narodowym i mieliśmy szkicować zbroje, hełmy, generalnie wszelkie elementy pancerza, czy uzbrojenia, które tam były. Ten klimat coś we mnie ruszył. Oczywiście moje szkice stamtąd nie są nic warte, więc ich nawet nie wrzucam nigdzie, ale te zajęcia sprawiły, że zaczęła za mną chodzić myśl o rysowaniu czegoś. A to narysowałem coś drobnego przed snem, a to rysowałem coś jeszcze mniejszego w pracy („Compiling!”), aż wreszcie stało się – przyszedł dzień grania w Cytadelę w większym gronie. I przyszło nieodparte uczucie przerysowywania czegoś, co mi się podoba, kiedy akurat nie była moja tura.
Brzydkie mordy na strażnicy

Na pierwszy ogień poszła karta Fort, która wraz z moim rysunkiem jest widoczna we wstępie. Oczywiście pod innym kątem trochę narysowałem, bo jakoś nie mogę się przekonać, by przy pierwszej próbie rysowania czegoś umieścić linie odpowiednio blisko siebie. Jakiś automat mi się włącza, który asekuracyjnie rysuje je dalej od siebie, o ile w ogóle ogarnę perspektywę. Potem na celownik wziąłem Świątynię, która chyba całkiem zacnie wyszła, jak na mnie, choć trochę mi się proporcje rozjechały u mnicha stojącego za  ołtarzem. Ostatnia pod ostrzał poszła Strażnica, gdzie odwzorowanie tej brzydkiej mordy mi trochę nie wyszło, bo i tu proporcje kresek miałem złe i mi się połączyły elementy „wcześniej”, niż powinny, przez co ten hełm (przynajmniej zakładam, że to hełm) na moim rysunku ma trochę inny kształt. A postać w tle wygląda, jakby miała wędkę.

Łódka! Zmów pod innym kątem

Następnego wieczora, zainspirowany tymi trzema rysunkami, które moim zdaniem wyszły całkiem niezłe, przynajmniej jak na to, czego się po sobie mogłem spodziewać, szukałem kolejnych motywów do przerysowania. Postanowiłem przejrzeć karty z Once Upon a Time w poszukiwaniu czegoś, co chciałbym skopiować, ale w sumie to się zawiodłem. I w tym zawiedzeniu znalazłem właściwie tylko Łódź. Nie była to karta tak ciekawa, jak Świątynia, ale w żaglówkach jest coś, co mnie ciągnie, więc i ją skopiowałem. Co do efektu, to mam mieszane uczucia. Nie wyszła tak, jak bym tego chciał, ale z drugiej strony ma coś w sobie chyba. Sam nie wiem. Na pewno będę musiał poćwiczyć.

Oczywiście nie są to moje pierwsze rysunki, ani też pierwsze moje rysunki, które mi się podobały. Teraz jednak będę starał się ruszyć dalej ze swoimi lichymi umiejętnościami i będę próbował je rozwijać. Zapewne wszelkie ciekawe nowe, tudzież znalezione po latach stare rysunki będę wrzucał do albumu, w którym na chwilę obecną znajdują się przedstawiane wyżej kopie z kart.

Warto wspomnieć przy okazji, że moje myśli o rysowaniu związane były też z powracającym co jakiś czas pomysłem zrobienia własnej wersji Once Upon a Time, którą zaczęliśmy dawno temu ogarniać z Agą. Koncepcja tego pomysłu opierała się o rysunki Agi, bo ona w przeciwieństwie do mnie rysuje bardzo ładnie i przesłodko. Tak więc, nawet pomijając jej świetne pomysły na przedstawienie danego słowa rysunkiem, kiedy Aga straciła ochotę na tworzenie tych rysunków, projekt upadł. Wizja moich własnych rysunków w tej grze raziła moje poczucie estetyki i jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Nawet nie próbowałem robić całości samodzielnie, bo bałem się. Teraz jednak postanowiłem reaktywować ten pomysł i przygotować się do tworzenia własnych rysunków dla tych słów, które wymyśliliśmy, lub dla nowych, jeśli listy tamtych nie znajdę.

Czuję, że  osiągnę zamierzony cel, choć wiem, że czeka mnie sporo pracy i powtarzania jednego rysunku wiele razy, zanim będzie taki, jaki bym chciał, by był. Ale na szczęście już się nie boję doskonalić się w tym. Chcę się spełniać tworząc, w tym też rysując – marzy mi się stworzyć kiedyś własnoręcznie grę planszową/karcianą. Od podstaw, w każdym detalu wykonać ją własnoręcznie. Zacznę, tak jak chciałem, od udoskonalania tego, co znam. Wreszcie mogę. Śmiesznie jest bać się własnych kresek.

„Nie pozwólmy, żeby nasze lęki powstrzymały nas od realizacji naszych nadziei.” – John F. Kennedy

2 odpowiedzi do “Cytadela Narodowa, czyli Fen zaczyna rysować”

Skomentuj FeniX Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *