Jest na świecie wiele wspaniałości. Niesamowite miejsca, stworzenia, sytuacje, cechy, czy kreacje ludzkich rąk. Jedne z najbardziej niesamowitych elementów życia to ludzie, abstrakcyjne poczucie humoru, samodoskonalenie, muzyka i oczywiście góry. Jakże więc rad byłem kilka miesięcy temu, gdy okazało się, że tak blisko mnie organizuje się wydarzenie łączące to wszystko w jedno z dodatkiem wielu innych niezwykłości – BezKit Aqustik Fest.
Niestety jesienna edycja tego wydarzenia w chatce na Magórach, mnie ominęła, ale czekam na kolejne.
Co się właściwie działo w weekend Bożego Ciała, kiedy to miał miejsce wiosenny BezKit? Nie chcę się bardzo rozpisywać, więc dość skrótowo wspomnę, że już samo dotarcie na Magóry było świetnym doświadczeniem. Podróż w autobusie w doborowym towarzystwie, rozmowy o niewidzialnych gitarach i niewidzialnych lutnikach i pierwsza podróżna próba Scrabbli Travelcro składały się na bardzo dobry początek. Choć przyznam, że przez fakt późnego położenia się dnia poprzedniego i wczesnego wstawania w dzień wyjazdu ciągle się budziłem ze stresu, że zaśpię. Na szczęście zarówno dotarcie na dworzec, jak i dojechanie do Piwnicznej nie sprawiło żadnego problemu.
Późniejszy godzinny-półtorejgodzinny marsz pod górę w burzy był niesamowity w samej swej istocie, a kompletnie przemoczone ubranie dodawało całości jeszcze swoistego uroku. Fakt, że kiedy mokra koszula dotknęła mi pleców i powiał do tego jeszcze wiatr, to nie czułem się najprzyjemniej, ale zbyt cieszył mnie ten deszcz, żeby pozytywne odczucia zniknęły na dłużej niż te kilka sekund lekkiego szoku termicznego. Fakt, że bateria w moim telefonie nie przeżyła tej ilości wody dodał jeszcze do tego wszystkiego to, że przez te kilka dni żyłem niejako poza czasem, bo komórka jest moim zegarkiem i jej brak przyjąłem jako idealny bodziec do tego, żeby nie sprawdzać w ogóle godziny.
Wieczorem poznawanie nowych ludzi, pierwsze spojrzenia, uśmiechy. I muzycznie od początku. Dni spędzone na Magórach trochę zlewają się w moich myślach w morze wspomnień, gdzie niektóre ciężko przypisać do konkretnego czasu. Pamiętam drogę, zabawy integracyjne, warsztaty harmonijkowe, rozmowy, wspólne śpiewanie, ognisko. Pamiętam wiele, ale to trzeba po prostu poczuć. Oczywiście są rzeczy, którymi mogę się podzielić, jak na przykład niesamowity koncert niesamowitej Sekcji Muzycznej Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn z Olą, który został nagrany i można go znaleźć na YouTube.
Miałem zamiar pierwotnie napisać więcej, ale ten czas był zbyt ważny jednak, by tak po prostu go opisywać. Zmieniło się wiele dzięki niemu. Na lepsze. Życie nabrało nowych barw. Dziękuję.
Kilka linków na podsumowanie:
– koncert Kuźni – wersja krótka
– koncert Kuźni – wersja długa
– Tomek Kuręda + Wiśnia
– koncert Asi Pilarskiej + jam session