świat przecieka nam przez palce

Trwałość pamięci, Salvador Dali
Czasem świat przecieka nam przez palce. Rozpływa się, jak zegary Dalego. Lecz niestety nie potrafimy go utrwalić, by móc do niego wrócić w jego stanie na dany moment – przyjrzeć się, przemyśleć, przypomnieć sobie o co tak naprawdę chodziło. Znika, w każdej sekundzie coraz bardziej, a my nieudolnie próbujemy chwytać go garściami, pomagając mu się tylko zmienić w coś nie do pozbierania.

Ale nie zawsze. Czasem po prostu to ignorujemy. Albo nawet nie mamy pojęcia o tym co się dzieje. Idziemy przed siebie. Dumni, zadowoleni z siebie. Zdobywcy świata. Świata, który po każdym kolejnym kroku rozsypuje się za nami jak popiół z czegoś, co kiedyś było drewnianymi schodami prowadzącymi na sam szczyt. Na koronę świata. Koronę, która jest wspaniałym uwieńczeniem naszego zapatrzenia w siebie. Pustego, ślepego.
Tak często tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że w ogóle nie istniejemy. Przesiąknięci nijakością przeplatającego się wczoraj i jutro nie potrafimy zdefiniować swojego dzisiaj. A jeśli już udaje nam się jednak je zdefiniować, to niejednokrotnie tak ciężko jest nam nim faktycznie żyć. Zgubiliśmy siebie tak dawno, że nawet nie wiemy, że w ogóle mogło być coś więcej.
Jest jednak moment. Iskra. Gwiezdny pył. Na tę chwilę wiesz, czego chcesz, o czym marzysz i dlaczego jesteś tu i teraz. Tak łatwo to jednak rozdmuchać. Zapomnieć, przeczekać, zacząć jutro. Nagle z jasnego tu i teraz naszym oczom wciąż ukazuje się coraz bardziej surrealistyczne tam i potem. Tam i nigdy-tego-i-tak-nie-dożyję. Więc czas jednak wrócić na ziemię, bo cóż komu z tego. Jeszcze ktoś Cię weźmie za wariata.
18/19.08.2013, Kraków

Pasjonaty 2013 – targi ludzi z pasją

Pasjonaty – Z Pasją Na Ty
Świat mnie nie przestanie nigdy zachwycać. Tyle wspaniałych rzeczy dzieje się wokół nas, a my tak często nie mamy o tym nawet pojęcia. Czasem może to mieć miejsce dosłownie za ścianą, czasem po drugiej stronie miasta, a czasem po drugiej stronie globu.

Ostatnio przez pozytywnie zakręconych znajomych dociera do nie coraz więcej świetnych inicjatyw. Tak więc trochę niechronologicznie zacznę od Pasjonatów – targów ludzi z pasją w katowickim Spodku.

Plakietka na pamiątkę!

O Pasjonatach dowiedziałem się przez penspinning – zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziału jako wystawcy. Całość miała trwać dwa dni – 22 i 23 czerwca. Miałem już plany na ten weekend, ale za bardzo mnie ciągnęła idea tego wydarzenia, żeby tych planów nie zmienić. Przed imprezą przeglądałem fanpage Pasjonatów, gdzie pojawiały się informacje o ludziach, którzy będą dzielić się swoją pasją w tym roku i tylko upewniałem się, że chcę tam być.

Więcej zdjęć S.T. OUTPOST tutaj
Jedno z pierwszych stoisk, które zwróciło na siebie moją uwagę było stoisko ludzi z postapocalyptic.net – Sił Terenowych OUTPOST. Są oni pasjonatami szeroko pojętej postapokalipsy i organizują konwenty postapo, w tym Ziemie Jałowe, na które może za rok uda mi się wybrać. Każdemu zainteresowanemu LARPami polecam fanpage Ziem Jałowych. Z ciekawostek – od 24 czerwca OUTPOST jest stowarzyszeniem. Tutaj info.

Dziewczyny z Galway
Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o zespole tańca irlandzkiego Galway. Miałem przyjemność widzieć już ich występ na Festiwalu Muzyki Celtickiej Zamek w Będzinie. W trakcie Pasjonatów poza kilkoma krótkimi pokazami zorganizowane zostały małe warsztaty tańca. O ile na warsztaty na Zamku nie dotarłem, czego żałowałem później, o tyle tutaj udało mi się w części uczestniczyć i wspominam miło. Niemniej jednak już samo oglądanie pokazów było dla mnie świetne. Uwielbiam tę muzykę i te tańce.
To kudłate po lewej to ja ^^
Ciekawe było dla mnie zobaczenie stoiska, gdzie można było po prostu grać w Scrabble. Była to część zorganizowana przez Fundację „Umysł” im. Alfreda Buttsa. Wspomniany Alfred Butts to twórca Scrabbli, a sama fundacja wspiera rozwój umysłowy poprzez m.in. gry słowne.

Z ciekawostek powiem, że kiedy ze znajomym siedliśmy i zaczęliśmy grać przypomniało mi się, że chciałem mu pokazać swoje Scrabble Travelcro, więc przyniosłem je. Po chwili zobaczyła je jedna z pań z fundacji i zainteresowała się pomysłem. Zrobiła zdjęcie, zapytała kto jest autorem, więc podałem swoje nazwisko i adres Enklawy. Powiedziała, że wspomni o moim projekcie w relacji z Pasjonatów, ale do tej pory jeszcze tej relacji nigdzie nie widziałem.

Więcej zdjęć Fabryki Talentów tutaj
Pojawiła się też Fabryka Talentów z instrumentami dostępnymi dla wszystkich i muzykami, którzy wystąpili na scenie. Obie te kwestie były prześwietne. Ta pierwsza bardzo dobrze mi się kojarzy przez uczestniczenie raz na czas w jam session – różne randomowe osoby siadają do instrumentów i tworzą coś razem spontanicznie. Uwielbiam to. Bardzo mi się podobało też, kiedy chłopaki z OUTPOST zasiedli do grania. Chyba kawałek „Najemni żołnieże” w ich wykonaniu najbardziej wpadł mi w ucho.
Więcej penspinningu tutaj
Oczywiście byliśmy również my, penspinnerzy z Portalu Polskich Penspinnerów. Mieliśmy własne stoisko, gdzie pokazywaliśmy ludziom naszą zajawkę i uczyliśmy chętnych. Co ciekawe nie tylko młodzi byli zainteresowani – zdarzył się pan, który stwierdził, że na emeryturze nie ma co robić i chętnie się pouczy. Anarviel skleił penspinningową relację z Pasjonatów, którą polecam obejrzeć. Oczywiście są tam pokazane i inne stoiska i występy.
Było też wiele innych stoisk i pasji, w tym warsztaty scrapbookingu organizowane przez Scrap.com.pl, czy warsztaty tworzenia biżuterii organizowane przez Ola Design, było stosko z drukarką 3D 3FX, byli speedcuberzy z Polskiego Stowarzyszenia Speedcubingu, czy ludzie jeżdżący ekstremalnie na rolkach. Więcej można zobaczyć na relacji telewizji regionalna.tv – prezentacje różnych pasji, rozmowy z samymi pasjonatami.

Bez trzymanki!
Sam sobie chodziłem tam kopiąc co jakiś czas zośkę i grając na harmonijce, choć sądzę, że nie zostało to nigdzie zarejestrowane. Jednoczesne kopanie zośki, kręcenie długopisem i granie na harmonijce to ciężka sprawa. Ale chyba najciekawszym doświadczeniem dla mnie było chodzenie na szczudłach Powerstrider. Użyczone od ludzi z OUTPOST na chwilę – prawie się zabiłem próbując ruszyć się pierwszy raz, ale na szczęście mnie asekurowali. Jednak po kilku krokach złapałem już balans i mogłem sobie chodzić bez podpierania się i bez asekuracji. Szkoda, że wpadłem na to, żeby pożyczyć szczudła tuż przed wyjściem. Kupię sobie takie i będę biegał tak do pracy kiedyś, zobaczycie.
Teoretycznie na tym mógłbym zakończyć, jednak, jako że targi trwały dwa dni, pasowało znaleźć jakiś nocleg. Kiedy nikt z penspinnerów nie odpowiedział na moje pytanie, czy ma może możliwość przenocowania mnie postanowiłem, że czas znowu skorzystać z jednej z najświetniejszych idei na świecie – CouchSurfingu. Jako, że o CS planuję osobny wpis, to wspomnę tutaj tylko, że jest to społeczność ludzi udostępniających innym miejsce do spania, czasem pomoc w poznaniu danego miejsca, czasem po prostu towarzystwo. I to wszystko bez oczekiwania jakichkolwiek profitów.
Więzienny recyklingowy żaglowiec
Tak więc udało mi się znaleźć Krzyśka i Elę, którzy przenocowali mnie z Monią. I przyznam, że żałowałem, że zostajemy tam tylko tę jedną noc. Prześwietni ludzie, bardzo mili i świetnie mi się z nimi rozmawiało. Poza tym Krzysiek pracuje jako kamerzysta w telewizji i zabrał nas koło północy do studia, skąd sobie mogliśmy obejrzeć Katowice nocą. Zobaczyliśmy tam też obrazy namalowane przez osobę, która w więzieniu odkryła talent malarski, a w samym mieszkaniu mogliśmy podziwiać świetny żaglowiec zrobiony przez innych ludzi z więzienia. Stworzyli go z tego, co mieli – gazet, wykałaczek, patyczków. Niesamowite po prostu. Jak zobaczyłem go na półce, to byłem przekonany, że jest to jakaś kupna pamiątka.  Kiedy dowiedziałem się w jakich warunkach powstał byłem pod wielkim wrażeniem. Zresztą wciąż jestem. Specjalnie stworzyłem album, gdzie będą trafiać tego typu perełki, których mam nadzieję zobaczyć jeszcze w życiu wiele.
Cały ten weekend bardzo dobrze wspominam. Zarówno same Pasjonaty, jak i pobyt u Krzyśka i Eli naładowały mnie bardzo pozytywnie. Wiem, że mogłem więcej czasu posiedzieć przy innych stoiskach, bo były rzeczy, które przegapiłem. Jednak było tak dużo świetne energii tam dookoła, że czasem ciężko było iść gdzieś dalej, jak już się czymś zainteresowało. Ludzie z totalnie różnymi zainteresowaniami zebrani w jednym miejscu, zwłaszcza jeśli mają ochotę nie tylko dzielić się swoją pasją, ale też zgłębiać te nowopoznane, tworzą wokół siebie gigantyczną aurę inspiracji. Przez różnorodność każdy prezentował coś wspaniałego na swój sposób. Oby więcej takich akcji. Kto wie, może za rok stawię się tam ze stoiskiem z wielkim banerem Enklawa twórcza?

Everybody is a genius. But if you judge a fish by its ability to climb a tree, it will live its whole life believing that it is stupid.” – Albert Einstein

Symboliczne piórka

Na podejmowane decyzje wpływają różnorakie bodźce. Czasem jakoś tak magicznie łączą się w jedną, spójną całość, choć pochodzą z zupełnie innych źródeł i mają zupełnie inny kontekst. Byłem, może wciąż po części jestem, na tyle dziwny, że nawet przy drobnych rzeczach, teoretycznie nieistotnych, zdarzają mi się takie sytuacje. Nawet przy czymś takim, jak zrobienie kolczyków.


Kiedy już wiedziałem, że chcę się za to zabrać, to pomysł zapożyczyłem od Rimi, u której na Festiwalu Muzyki Celtyckiej „Zamek” zobaczyłem prześwietny kolczyk z piórkami. Nie było tutaj więc niestety zbyt dużo mojej własnej inwencji twórczej. Koncepcja cudza, więc jedyne co mi zostało to ogarnięcie części i złożenie ich w estetyczną całość.

Piórka! Konieczność najkonieczniejsza. Cóż by mi było z pozostałych części, gdybym piórek odpowiednich nie znalazł? Na szczęście udało mi się zorganizować sobie takie, które przypadły mi na prawdę do gusty. Oczywiście jednak poza tym potrzebowałem kilku dodatkowych metalowych rzeczy, więc przyszedł czas ponownego po kilku latach zajrzenia do Koralium. Bo przed wyruszeniem w drogę należy zebrac drużynę, jak to mawiają.

Całość wykonania nie była trudna , co tak na prawdę idealnie widać na zdjęciach w tym albumie – Piórka przykleić do końcówek mocujących, zacisnąć je, łańcuszki połączyć na oczekiwaną długość i całość przytwierdzić do końcówki, która już idzie do ucha. Wedle życzeń można dodawać jakieś elementy, tudzież jakieś pomijać – piękno własnoręcznego tworzenia .

Po niedługiej chwili kolczyk był gotowy, ale okazało się, że będzie zbyt długi. Z jednej strony dałem połączone łańcuszki, a poza tym same piórka wykorzystane nie były najmniejsze ze znalezionych. Kiedy dotarło to całościowo do mnie postanowiłem ukrócić ten incydent i od razu skróciłem łańcuszki i zmieniłem piórka na mniejsze. Wszystko banalnie proste, a jednocześnie prześliczne moim zdaniem.

Miałem dziwne podejście do różnych rzeczy, czego kiedyś nie przyjmowałem do końca do wiadomości. Mając różne zasady pozwoliłem im się rozrosnąć do jakichś chorych rozmiarów, przez co coś, co z założenia jest niesamowite stało się problematyczne i bezsensowne właściwie, bo przerysowane. Prezent, którym były te kolczyki był symbolem zmiany, która we mnie zaszła. Teoretycznie nic nie znaczącym, praktycznie dla nikogo nie zrozumiałym symbolem, który tak na prawdę kreował tę zmianę. Zmianę na lepsze. Na dobre.

„The building is a symbol, as is the act of destroying it. Symbols are given power by the people. Alone, a symbol is meaningless, but with enough people, blowing up a building can change the world.” – V, V for Vendetta

Bo wypada

Ludzie są ważni. Ale tak często źle to rozumiemy. Ile razy zdarzyło Ci się skupiając się na ludziach tak naprawdę zapomnieć o nich? Jak często ważniejsze od tego, co dla kogoś robisz stało się to, co wszyscy o tym myślą? Bo wypada. Kiedy ostatnio nie miałeś, czy nie miałaś uczucia, że po prostu wypada?

Zabawne, jak łatwo się to nakręca. Naginamy rzeczywistość, bo to, co realne nie wkomponowuje się w otoczenie. Znikamy w sobie samych, bo czymś trzeba zasklepić otchłań, którą nieustannie pogłębiamy tymi nagięciami. W pewnym momencie nie ma już czym jej wypełniać i zaczyna wciągać innych. Nasza mała prywatna czarna dziura, która wymknęła się spod kontroli. I mimo wszystko wciąż chcemy sprawiać wrażenie, że nad czymkolwiek panujemy. Uparcie nie przyjmujemy do wiadomości tego, że panowanie nad tym skończyło się kilka trupów temu.
O ile kiedykolwiek w ogóle istniało.
20.04.2013, Kraków

Z kronik Enklawy #3

Świat jest pełen inspiracji. Życie z ukłonem i szacunkiem wdzięcznego i wiernego sługi królewskiego prezentuje nam na każdym kroku mnogość szans, jak tenże sługa prezentuje swojemu królowi najwspanialsze dzieła jego poddanych. A my niejednokrotnie zbywamy to wszystko marszcząc gniewnie czoło, tracimy to mrużąc oczy w tym codziennym bólu głowy konieczności i obowiązków. A wystarczyłoby nie ograniczać się i otworzyć na nowe, niezwykłe doznania, jakie czekają na nas w każdej chwili.

To, że czegoś nie potrafisz nie powinno być dla Ciebie przeszkodą, a nawet wręcz przeciwnie – powinno to być impulsem do dalszych działań. To, że czegoś nie potrafisz jest najlepszym powodem, by się tego nauczyć.

xx.07.2011, Kraków

żyj

jesteś snem
póki wierzysz
że stać Cię
jedynie na śnienie
z dnem
się zderzysz
nim nauczysz się
oddychać marzeniem
żyj
11.03.2013, Kraków

Z kronik Enklawy #2

Spotykam różnych ludzi. Jedni są bardzo otwarci, inni wręcz przeciwnie. Oczywiste jest, że ci pierwsi łatwiej zapadają nam w pamięć, łatwiej nawiązują kontakty i ogólnie są na swój sposób lepsi. Ciężka jest świadomość, jak wiele tracimy, gdy odwracamy się od tych drugich, bo nie są w stanie nawiązać kontaktu, przez co nie da się praktycznie nie patrzeć na nich jak na dziwaków i odludków.
Straszne jest to, że nie zdajemy sobie sprawy, ile bólu kryje ta charakterystyczna cisza. A wystarczy otworzyć oczy, wytężyć słuch i wsłuchać się w tę ciszę. Czasem tak niewiele wystarczy, by ktoś poczuł, że nie musi się odcinać, że możesz pomóc w przezwyciężeniu strachu, pokonaniu bólu przeszłości. Wystarczy otworzyć się na kogoś, by zacząć rozumieć potrzeby i lęki tej osoby.
By pomóc jej zacząć żyć.
xx.06.2011, Kraków

Cytadela Narodowa, czyli Fen zaczyna rysować

Nieudolnie skopioana karta fortu
Studia różnie na ludzi działają. Różne studia, różni ludzie, różne działania. Różne reakje. Niejednokrotnie reakcje są w najlepszym wypadku neutralne, chociaż wiadomo, że nie zawsze. Na szczęście moje studia pomagają mi się rozwijać, choć nie takiego rozwoju się spodziewałem, gdy je wybierałem. Na pewno nie sądziłem, że przełamię się i zacznę rysować. A jednak chyba zaprzyjaźniam się z ołówkiem.

Unikałem raczej przez większość czasu rysunku jak ognia, bo nie podobało mi się to, co rysowałem. Bałem się rysować. Ale dzięki uczelni postanowiłem się z tym ruszyć. A dokładniej dzięki ćwiczeniom z Elementów grafiki w grach wideo, prowadzonym przez dr Alicję Duzel-Bilińską. A muszę przyznać, że kiedy się dowiedziałem, że będziemy na tym przedmiocie rysować, to nie byłem zachwycony. Właściwie, to trochę mnie to przerażało. Po pierwszych zajęciach myśl o zrobieniu czternastu szkiców placów też nie napawała mnie zbytnią radością przez świadomość mojego rysunkowego nieogarnięcia. Dopiero ostatnie zajęcia mnie natchnęły. Były inne.
Stosunkowo niebrzydka świątynia
Fakt – byłem tylko na pierwszych i tych ostatnich zajęciach, bo różne rzeczy się nakładały z terminami zjazdów, ale i tak to magia miejsca i zadania na tym konkretnym musiała na mnie podziałać. Byliśmy w Muzeum Narodowym i mieliśmy szkicować zbroje, hełmy, generalnie wszelkie elementy pancerza, czy uzbrojenia, które tam były. Ten klimat coś we mnie ruszył. Oczywiście moje szkice stamtąd nie są nic warte, więc ich nawet nie wrzucam nigdzie, ale te zajęcia sprawiły, że zaczęła za mną chodzić myśl o rysowaniu czegoś. A to narysowałem coś drobnego przed snem, a to rysowałem coś jeszcze mniejszego w pracy („Compiling!”), aż wreszcie stało się – przyszedł dzień grania w Cytadelę w większym gronie. I przyszło nieodparte uczucie przerysowywania czegoś, co mi się podoba, kiedy akurat nie była moja tura.
Brzydkie mordy na strażnicy

Na pierwszy ogień poszła karta Fort, która wraz z moim rysunkiem jest widoczna we wstępie. Oczywiście pod innym kątem trochę narysowałem, bo jakoś nie mogę się przekonać, by przy pierwszej próbie rysowania czegoś umieścić linie odpowiednio blisko siebie. Jakiś automat mi się włącza, który asekuracyjnie rysuje je dalej od siebie, o ile w ogóle ogarnę perspektywę. Potem na celownik wziąłem Świątynię, która chyba całkiem zacnie wyszła, jak na mnie, choć trochę mi się proporcje rozjechały u mnicha stojącego za  ołtarzem. Ostatnia pod ostrzał poszła Strażnica, gdzie odwzorowanie tej brzydkiej mordy mi trochę nie wyszło, bo i tu proporcje kresek miałem złe i mi się połączyły elementy „wcześniej”, niż powinny, przez co ten hełm (przynajmniej zakładam, że to hełm) na moim rysunku ma trochę inny kształt. A postać w tle wygląda, jakby miała wędkę.

Łódka! Zmów pod innym kątem

Następnego wieczora, zainspirowany tymi trzema rysunkami, które moim zdaniem wyszły całkiem niezłe, przynajmniej jak na to, czego się po sobie mogłem spodziewać, szukałem kolejnych motywów do przerysowania. Postanowiłem przejrzeć karty z Once Upon a Time w poszukiwaniu czegoś, co chciałbym skopiować, ale w sumie to się zawiodłem. I w tym zawiedzeniu znalazłem właściwie tylko Łódź. Nie była to karta tak ciekawa, jak Świątynia, ale w żaglówkach jest coś, co mnie ciągnie, więc i ją skopiowałem. Co do efektu, to mam mieszane uczucia. Nie wyszła tak, jak bym tego chciał, ale z drugiej strony ma coś w sobie chyba. Sam nie wiem. Na pewno będę musiał poćwiczyć.

Oczywiście nie są to moje pierwsze rysunki, ani też pierwsze moje rysunki, które mi się podobały. Teraz jednak będę starał się ruszyć dalej ze swoimi lichymi umiejętnościami i będę próbował je rozwijać. Zapewne wszelkie ciekawe nowe, tudzież znalezione po latach stare rysunki będę wrzucał do albumu, w którym na chwilę obecną znajdują się przedstawiane wyżej kopie z kart.

Warto wspomnieć przy okazji, że moje myśli o rysowaniu związane były też z powracającym co jakiś czas pomysłem zrobienia własnej wersji Once Upon a Time, którą zaczęliśmy dawno temu ogarniać z Agą. Koncepcja tego pomysłu opierała się o rysunki Agi, bo ona w przeciwieństwie do mnie rysuje bardzo ładnie i przesłodko. Tak więc, nawet pomijając jej świetne pomysły na przedstawienie danego słowa rysunkiem, kiedy Aga straciła ochotę na tworzenie tych rysunków, projekt upadł. Wizja moich własnych rysunków w tej grze raziła moje poczucie estetyki i jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Nawet nie próbowałem robić całości samodzielnie, bo bałem się. Teraz jednak postanowiłem reaktywować ten pomysł i przygotować się do tworzenia własnych rysunków dla tych słów, które wymyśliliśmy, lub dla nowych, jeśli listy tamtych nie znajdę.

Czuję, że  osiągnę zamierzony cel, choć wiem, że czeka mnie sporo pracy i powtarzania jednego rysunku wiele razy, zanim będzie taki, jaki bym chciał, by był. Ale na szczęście już się nie boję doskonalić się w tym. Chcę się spełniać tworząc, w tym też rysując – marzy mi się stworzyć kiedyś własnoręcznie grę planszową/karcianą. Od podstaw, w każdym detalu wykonać ją własnoręcznie. Zacznę, tak jak chciałem, od udoskonalania tego, co znam. Wreszcie mogę. Śmiesznie jest bać się własnych kresek.

„Nie pozwólmy, żeby nasze lęki powstrzymały nas od realizacji naszych nadziei.” – John F. Kennedy

Z kronik Enklawy

Żyjmy tak, by życie innych stawało się lepsze, łatwiejsze, piękniejsze, pogodniejsze.
Ja nie wierzę, że zmienię świat. Ja to wiem. Nie chcę go zmieniać – po prostu to robię. Bo warto.
Mam nadzieję, że mimo porażek w walce z samym sobą będę zawsze umiał wygrywać dla innych. Nauczę się być lepszym człowiekiem, jeśli będzie szansa, że Ci to pomoże. Bez względu na to kim jesteś, czy będziesz. Bo każdy zasługuje na szansę.
Nie jestem wyjątkowy, Ty też nie. Takich jak ja jest tysiące. Nie potrzebuję wyjątkowości – wystarczy piękny cel i wiara w wybraną drogę. Nie jestem idealny, nigdy nie będę. Wystarczy, żebym był dobry – prędzej czy później dotrę do każdego.
Efekt motyla to niesamowita sprawa. Podam Ci dłoń i z uśmiechem podniosę Cię z ziemi, a Ty kiedyś uratujesz człowiekowi życie. Warto się poświęcać, by zasiać ziarno dobra.
Mam cel – podnieść się, określić i dawać życie. Dzielić się iskrą życia można w każdej sekundzie. Dam Ci kawałek szczęścia z okazji dziś. Bo nie trzeba okazji, by być dobrym.
Do zobaczenia w nowym świecie. Inspirowanie to moja pasja.
13.06.2011, Kraków

Ponad chmury, ponad świat

ponad chmury, ponad świat,
gdzie z płonącym horyzontem
życie pali swe granice
poza pamięć, rozumienie,
by wyzbyty przyzwyczajeń
sensu szukać tu na nowo
za przygodą, za impulsem,
by bez mapy i bez planu
skarb odnaleźć tu przedwieczny
w zgodzie z sobą, z biciem serca,
by skarb ten odnaleziony
był okruchem własnej duszy

28/29.01.2013, Kraków